„Uzdrawiacz” | 06.2010, wywiad przeprowadziła Ewa Parvi
– Widziałam jasnożółtą otoczkę, prawie kremową, pulsującą, w kształcie odwróconej gruszki. W okolicy barku i szyi kolor żółty przechodził w czystą zieleń…
– Ja widziałam niebieskawą poświatę … w okolicy pana głowy jej kolor jaśniał, stawał się prawie biały…
– Mnie się wydaje, że dostrzegłem taką otulinę, rozszerzającą się miejscami, zwłaszcza koło głowy… miała kolory tęczowe… jakoś tak się zmieniała, promieniowała…
– To była biała poświata wokół pana ciała, która chwilami mieniła się różnymi kolorami, jakby pulsowała…
– Coś było, ale takie zamglone, czarno-białe…
Kilkanaście osób – maksymalnie skoncentrowanych, z przymrużonymi oczami, wpatrywało się w postać wykładowcy przez kilka minut, a potem, po kolei, każdy opisywał co widział lub też co wydawało mu się, że widzi. Było to wizualizacyjne ćwiczenie postrzegania aury na zajęciach kursu bioterapii, prowadzonego w kwietniu w Krakowie przez Jerzego Strączyńskiego. Po odpowiednim przygotowaniu, kursanci starali się zobaczyć aurę swojego wykładowcy. Jeżeli nawet wtedy niektórzy ulegali sugestii lub fantazjowali, nie chcąc być gorszymi od innych, to wiele z tych osób, po dalszych treningach i pracy nad sobą, rozwinie zdolności postrzegania pozazmysłowego. Będą widzieć aurę różnych ludzi, i potrafią z jej wyglądu wyciągać odpowiednie wnioski. A ci, którym nie będzie dane widzieć aury, wyczują swoimi dłońmi jej kształt, wibracje, wybrzuszenia, ubytki.
Jerzy Strączyński, znakomity warszawki bio i naturoterapeuta, psychotronik, znawca medycyny Dalekiego Wschodu, po latach praktyki przekazuje teraz swą wiedzę i doświadczenie adeptom bioterapii. Prowadzi według własnego, autorskiego programu kursy, szkolenia, warsztaty bioterapii i medycyny energetycznej (wibracyjnej), wykłada na uczelniach, pisze książki. W kwietniu prowadził taki tygodniowy kurs w Krakowie. Zaprosił mnie: „Proszę wpaść, posłuchać, zobaczyć”. Wieczorem, po skończeniu zajęć udało mi się z nim porozmawiać. Zadziwiające! Po tylu godzinach wykładów i pracy z kursantami nie był wcale zmęczony, chętnie odpowiadał na moje pytania.
– Jak to się stało, że Pan, z wykształceniem uniwersyteckim, historyk sztuki, zajął się naturoterapią, psychotroniką, dalekowschodnią medycyną?
Moje poważne zainteresowanie się uzdrawianiem, bioterapią, tradycyjną medycyną tybetańską, chińską, ajurwedyjską sięga połowy lat 80. W tym czasie byłem już człowiekiem wykształconym, moja firma dobrze prosperowała, nie musiałem goić za pieniędzmi. Miałem czas i silną motywację, by zająć się tym, co mnie od dawna interesowało. Wtedy właśnie w Polsce zaczęły w tej dziedzinie dziać się ciekawe rzeczy. Z wypiekami na twarzy uczestniczyłem w 1987 roku w Kongresie Polskiego Towarzystwa Psychotronicznego w Warszawie. Przewodził mu znany reżyser, psychotronik i parapsycholog Lech Emfazy Stefański. Wykłady i pokazy prowadzili, oprócz Stefańskiego, wybitni fachowcy w tej i pokrewnych dziedzinach, m.in. Michał Urbański, Ryszard Tomaszewski, Jerzy Rejmer, Jan Szymański, Tadeusz Doktór, Stefan Abramowski, Jacek Santorski. Potem miałem wyjątkową możliwość przyglądania się jak pracują najlepsi wówczas uzdrowiciele: Paweł Połonecki, Ryszard Ulman, Andrzej Lisiak, Lech Borc, Marek Kalwoda, dr Stefania Szantyr-Powolny, czy też Jan Putkowski, który swą wiedzę czerpał z dorobku medycyny ludowej. Tym co mnie najbardziej zafascynowało, były ich ręce. Niezwyczajne, można rzec magiczne. Obserwowałem jak zręcznie muskały ciało chorego z pewnej odległości, by po chwili, jakby w gęstwinie niewidzialnych sieci coś rozplątywać, wyciągać czy też tkać na nowo jakiś kokon, uzupełniać go, wzmacniać.
– A potem były Indie, fascynacja tybetańską duchowością, medycyną i praktykami szamańskimi, tradycyjną medycyną chińską, odkrycie medytacji…
Pod koniec lat 80. byłem w Indiach. Tam zetknąłem się ze wschodnim systemem medyczno-filozoficznym. Uczestniczyłem w wielonarodowym spotkaniu ludzi zajmujących się jogą. Potem odkryłem szamanizm i tradycyjną medycynę tybetańską. Moim mistrzem był lama Tenzin Wangyal Rinpocze, który odwiedza Polskę, udzielając nauk duchowych. Urodził się na uchodźctwie w Indiach. Dorastał w tradycji bon, jak i buddyjskiej. Będąc dziesięcioletnim chłopcem został mnichem. W zachodnim Tybecie i północnych Indiach jest uważany za wielkiego uczonego, uzdrowiciela o magicznych mocach i egzorcystę, potrafiącego poskramiać złe duchy. Poznałem też systemy medytacyjno-relaksacyjne, zgodne z założeniami naturalnej medycyny ajurwedyjskiej i tybetańskiej. Często medytuję i zalecam to wszystkim. Nawet krótka seria ćwiczeń medytacyjno-relaksacyjnych przynosi znakomite efekty. Pozwalają one osiągnąć tak potrzebną równowagę emocjonalną, dobre zdrowie, radość życia, wzmocnić energię życiową, psychikę i umysł.
– Na swojej stronie internetowej, i informacjach o kursach, pisze Pan: „Chciałbym przypomnieć i uświadomić, że każdy normalny, zdrowy człowiek ma potencjał do uzdrawiania i po odpowiednim przeszkoleniu może go wykorzystać”. Czy rzeczywiście każdy człowiek może zostać bioterapeutą po ukończeniu kursu?
Każdy człowiek ma w sobie potencjał uzdrowicielski i swoją indywidualną wrażliwość energetyczną. Każdy po moim kursie amatorskim czy półprofesjonalnym może wspierać drugiego człowieka. Osoby z większymi wrodzonymi predyspozycjami, kończąc jeszcze szkolenia wyższego stopnia, wyrastają często na bardzo dobrych bioterapeutów. Jednak wielu uczestników moich kursów zapisuje się na nie głównie po to, by móc pomagać sobie samemu, rodzinie, przyjaciołom – w chorobach, różnych problemach natury zdrowotnej, psychicznej, duchowej. Nie zamierzają zmieniać swoich zawodów, zostać uzdrowicielami. Pragną jedynie rozwijać się, poznać tajniki i techniki uzdrawiania duchowego, bioterapii czy też medycyny wibracyjnej. Interesują się tym i wierzą, że wiele z tego co się tu nauczą może im się przydać w życiu. Chcą coś zrobić dla siebie, zachować zdrowie, utrzymać dobrą kondycję fizyczną i psychiczną, a przy okazji pomagać innym.
Jednak z samego faktu, że każdy człowiek ma pewien potencjał energetyczny do uzdrawiania nie wynika, że może lub powinien zajmować się bioterapią. Są pewne przeciwwskazania, takie jak złe zdrowie, nadwrażliwość psychiczna i emocjonalna, brak odpwiedzialonści za zdrowie drugiego człowieka, „szpony” nałogów.
– Czym według Pana powienien odznaczać się dobry bioterapeuta?
Fachowością, uczciwością, współczuciem. Nie wolno mu wkraczać w kompetencje zastrzeżone dla lekarzy, podważać diagnozy medycznej ani odwodzić chorego od terapii i leków, jakie zalecił lekarz. Podstawowe umiejętności, które są konieczne by być dobrym i skutecznym bioterapeutą to: siła skupienia czyli umiejętność koncentracji, siła woli (gorące pragnienie pomocy, uzdrowienia), moc wyobraźni, kontrolowana wrażliwość energetyczna.
Siła skupienia pozwala bioterapeucie wprowadzać energię w określony, zaatakowany chorobę organ ciała ludzkiego, w jego wybrane tkanki, a nawet korórki. Pozwala też kontrolować przepływ energii przy przesyłaniu jej na odległość. Siła woli jest konieczna, by nie rozpraszać się, utrzymać koncentrację dłużej oraz nadać właściwy charakter i określoną moc uzdrawiającą przekazywania energii. Dzięki tej sile woli bioterapeuta zawsze podejmuje walkę z chorobą i wierzy, że ją wygra. Energia siły woli uzdrowiciela przekazywana choremu pobudza jego osłabioną wolę życia, przyspieszając proces zdrowienia. Moc wyobraźni pomaga bioterapeucie w wizualizacji, widzeniu aury i innych zjawisk paranormalnych. Dzięki niej potrafi on tworzyć wizje zdrowego organu bez chorobowych komórek lub innych defektów i nadać jej taką siłę, że chory szybciej powraca do zdrowia. Kontrolowana wrażliwość energetyczna pozwala uzdrawiającemu uświadomić sobie różnorodność odczuć i informacji płynących z ciała i aury chorego oraz w sposób świadomy otworzyć się na te odczucia, ale także skutecznie zamknąć się na nie po skończonym zabiegu. W ten sposób zabezpiecza ona uzdrowiciela przed niebezpiecznym odczuwaniem dolegliwości innych osób w jego ciele.
– Panuje powszechne przekonanie, że jasnowidzenie to zdolność wyjątkowa, którą posiadają tylko nieliczni, której nie można się nauczyć. Tymczasem Pan uczy kursantów wizualizacji, widzenia aury. Jak to możliwe? Czy to jakieś czary?
Człowiek nie kończy się na skórze. Jego widzialne fizyczne ciało otulają powłoki energetyczne o odpowiednim kształcie, barwie, zagęszczeniu i funkcjach.
Najbliższa ciała fizycznego jest aura, zwana wewnętrzną lub biopolem, a dalej otaczają nas: ciało emocjonalne (astralne), ciało mentalne, ciało przyczynowe i ciało duchowe. To właśnie aura wewnętrzna wchłania energię życiową (bioenergię). Jej istnienie potwierdzają zdjęcia wykonane przy pomocy fotografii kirlianowskiej. Zdrowego człowieka otacza aura „grubości” około 10-15 cm ale u osób chorych, którym coś dolega, ta energetyczna otoczka jest nieregularna, poszarpana, w chorych miejscach cieńsza, dziurawa. Chorobę może także spowodować nadmiar bioenergii występujący w pewnym miejscu od dłuższego czasu, i wówczas aura w tym miejscu się wybrzusza.
Umiejętność wizualizacji zjawisk energetycznych jest niezwykle ważna w pracy bioterapeuty. Dzięki widzeniu aury można dostrzec chorobę w ciele energetycznym, zanim przejawi się w organizmie człowieka. Zanim pojawi się na przykład katar i kaszel, w aurze, w okolicach gardła i płuc, występują ubytki bioenergii, które jasnowidzący zobaczą jako szare plamy. Jeśli jakiś obszar ciała energetycznego jest osłabiony z powodu ubytku bioenergii, odpowiadająca mu część ciała fizycznego będzie źle funkcjonować albo ulegać infekcjom.
Postrzegania aury uczę już na podstawowym kursie bioterapii. Jak? To pewna moja tajemnica, ale trochę ją zdradzę. Jest to specjalne działanie, polegające na odblokowaniu centrów energetycznych i uwrażliwieniu czakry trzeciego oka, znajdującego się na środku czoła, pomiędzy brwiami. Czakra ta m.in. odpowiada za funkcje zmysłów i postrzeganie pozazmysłowe. Dzięki takiemu działaniu kursant w szybszym tempie może wejść w tzw. kontrolowane widzenie energetyczne, w tym spektrum widzenia, jakie jest ono dla niego możliwe i bezpieczne. Poniewż każdy człowiek ma inną możliwość widzenia, stąd wizje aury nie są jednakowe. Na kursie podstawowym różnie z tym widzeniem aury bywa, zależy to od predyspozycji danej osoby. Ale podstawowy poziom wizualizacji, czyli postrzeganie energii wokół ciała człowieka powinni osiągnąć wszyscy adepci profesjonalnego kursu bioterapii.
– Ci, którzy nie są w stanie zobaczyć aury, mogą nauczyć się ją wyczuwać…
Poza siedmioma czakrami głównymi jest wiele pomniejszych czakr: na wewnętrznej stronie dłoni, na opuszkach palców, stopach kolanach i na wysokości głównych narządów. Przeważnie kurs bioterapii zaczynam od uwrażliwiania dłoni i palców oraz uświadomienia sobie przez słuchaczy, jakie towarzyszą temu zjawiska. W tym celu wprowadziłem weile „inicjacji energetycznych”, umożliwiających szybkie otwarcie czakr dłoni i opuszków palców oraz czakry trzeciego oka. Celem tych inicjacji jest wprowadzenie adeptów w doświadczenie wrażliwości, jaką dysponuje nauczyciel, podniesienie na wyższy poziom ich indywidualnych wibracji oraz poszerzenie tzw. okna percepcji.
– Wykłada Pan na kursach medycynę energetyczną. Co to jest, czym się różni od bioterapii? Czy medycyna energetyczna i wibracyjna to jest to samo?
W dzisiejszym nowoczesnym świecie, w bioterapii nie wystarczy już prosta intuicja i nakładanie rąk na chore miejsca. Czasy tzw. bioterapii dotykowej bezpowrotnie minęły. Techniki bioterapii dotykowej bezpowrotnie minęły,. Techniki bioterapeutyczne bardzo się rozwinęły, czego przykładem jest medycyna energetyczna, zwana wibracyjną. Na czym polega? Jest to obszerny temat i myślę, że zostawimy go na naszą następną rozmowę.